X Niedziela zwykła Rok ?C?

25 Historia jednej klęski
Echo Pierwszej Księgi Królewskiej 17, 17-24
X Niedziela zwykła Rok ?C?

W świecie, który pustoszyły epidemie i wojny, nietrudno było spotkać wdowę. Żyło ich wiele i stanowiły wyzwanie dla wszystkich społeczności. Wdowa stała się uosobieniem niezawinionego cierpienia, na które patrzy się dość bezradnie albo bezdusznie wykorzystuje. Kontekstem dramatu wdowy z Sarepty Sydońskiej jest szalejąca klęska suszy i głodu. A kto jest sprawcą? Nie kto inny tylko prorok Eliasz z Tiszbe, który wymodlił suszę. Modlitwa o klęskę suszy, która niesie ze sobą niepoliczalne żniwo śmierci, wydaje się czymś nieludzkim, sam prorok kimś niebezpiecznym, a jego obecność zaś ryzykowna i trudna do zniesienia. Prawdziwy prorok uwiera ludzi, bo jest niewygodnym świadkiem ich życia i wnikliwym recenzentem ich uczynków. Trudno się żyje pod wspólnym niebem z prorokami, zwłaszcza gdy modlą się o klęskę.
Trzeba zapytać: dlaczego prorok modlił się, by niebo nie zsyłało deszczu przez ponad trzy lata? Tropów trzeba szukać w małżeństwie króla Achaba z Fenicjanką Jezabel. To jej podobizna, z motywami egipskimi i inskrypcją w języku fenickim, znajduje się na odnalezionej niedawno pieczęci z tego okresu. Bibliści sądzą, że jako córka króla Tyru mogła pełnić funkcje kapłańskie w kulcie narodowego bóstwa fenickiego Baala, pana niebios, od którego miały zależeć życiodajne deszcze. Zaślubiając Achaba, nie wyrzekła się swojej religijnej tożsamości i nie zaprzestała swoich bałwochwalczych praktyk. Co więcej, wykorzystując swoją pozycję i chwiejność króla, szerzyła kult Baala, by zniszczyć wiarę w jedynego Boga. Widząc dokonującą się apostazję, Eliasz błagał Stwórcę, by wstrzymał deszcz i w ten sposób udowodnił całą ułudę pogańskiego kultu. Była to modlitwa pełna desperacji. Chodziło bowiem o przetrwanie zarówno w sensie biologicznym, jak i duchowym. Prorok miał świadomość, że zostanie oskarżony o spowodowanie katastrofy narodowej, ale nie mogąc skłonić ludzi do nawrócenia, postanowił zagrać o wszystko. Rzucił na szalę cały swój autorytet, własne bezpieczeństwo i relacje z ludźmi. To było naprawdę niebezpieczne. Czy modląc się o suszę zastanawiał się, ile osób zginie, jeśli Bóg go wysłucha? Czy myślał, ile rozdartych serc pogrąży się w rozpaczy i zatraci w bluźnierstwie? Czy zastanawiał się, jak bardzo głód zmieni relacje między ludźmi i wypatroszy ich z najbardziej ludzkich odruchów?
Prorok raczej sprawia wrażenie bezdusznego; kogoś, kogo nie obchodzą ziemskie sprawy ludzi, którzy nie są prorokami. Prorok sprawia wrażenie kogoś, kto w swoim radykalizmie zatraca ludzkie cechy. A jednak prorok toczy walkę, która ma szczególną głębię. Prorok widzi człowieka wielowymiarowo. Widzi w człowieku nie tylko ciało, ale także duszę i sumienie!
Początkowo pojawienie się Eliasza to dla wdowy zły omen. Wcześniej umarł jej mąż. Być może to jedna z ofiar głodu lub epidemii, bo gdy jest susza, ludzie, by ugasić pragnienie, piją niemal wszystko. Kobieta jest poruszona, zraniona, rozbita wewnętrznie, może nawet zmiażdżona, a teraz przychodzi do jej domu kolejne nieszczęście. Syn jest śmiertelnie chory. Czy to nie za dużo na raz? Czy nie za dużo na jednego człowieka? Wielu ludzi zadaje sobie takie pytania, gdy widzą efekt domina w swoim życiu i bynajmniej nie jest to zabawa. Gdzie jest granica ludzkiej wytrzymałości i kto ją może określić? To zależy, czy człowiek usiłuje o własnych siłach zmierzyć się z cierpieniem czy też szuka pomocy u Boga; czy cierpienie chce lub musi przeżywać samemu, czy chce i może przeżywać z kimś. Doświadczenie wyniesione z posługi w hospicjum podpowiada mi, że tylko nieliczni wybierają samotność, zdecydowana większość ludzi nie chce zostawać samemu w obliczu cierpienia. Woli je z kimś dzielić, choćby na zasadzie zwierzeń! Chodzi o to, żeby ktoś wysłuchał zwierzeń bezpiecznie, czyli bez osądzania, bez zdziwienia, bez oceny, bez ryzyka, że tajemnica stanie się wiedzą ogólnie dostępną.
Scena, w której Eliasz wyciąga ręce po dziecko, jest niezwykle dramatyczna. Chce je wskrzesić, ale zalękniona matka widzi w Eliaszu śmiertelne monstrum, które chce rozszerzyć swoje panowanie. Po śmierci męża dziecko stało się jej całym światem. W nim ulokowała wszystkie uczucia, żale, tęsknoty, głody, smutki, niepokoje, lęki, troski, radości, sens życia, nadzieje itp. Tak bywa najczęściej. Tym bardziej, gdy dziecko nagle staje na granicy życia i śmierci, matkę opanowuje desperacja. Jest wtedy nieprzewidywalna i nieobliczalna. Albo jej dom po raz kolejny zamieni się w grobowiec, albo w miejsce cudu! Co zwycięży: wiara czy zwątpienie, nadzieja czy rozpacz?
W zamyśle Boga obecność proroka ma doprowadzić kobietę do wiary, a nie do jeszcze większego zwątpienia. Potrzebny, wręcz niezbędny, jest cud, który polegał będzie nie tylko na wskrzeszeniu syna, ale na wskrzeszeniu wiary w jego matce. Tylko to może uspokoić kobietę i przywrócić jej nadzieję. Wszystko inne okaże się niewystarczające. Prorok operuje Słowem Bożym, ale w pewnym momencie to nie wystarcza, dlatego używa znaku. Znakiem jest cud jako odpowiedź na modlitwę proroka. Wskrzeszony chłopiec jest nie tylko świadkiem dla matki, ale także dla samego proroka. Kobieta przekonuje się, że Eliasz jest mężem Bożym, a on sam odkrywa, że słowo Pana jest prawdą w jego ustach. Trudno o lepsze odkrycie w czasach suszy i zwątpienia.
Widzimy, że nie ma złych czasów dla wiary. Każdy moment jest dobry, także ten, w którym doświadczamy klęski. Widzimy również, że wiara okazuje się wydarzeniem dynamicznym. Ciągle coś w niej się zmienia, może rosnąć i zanikać. Może dochodzić do wielkich zwątpień i do jeszcze większych odkryć i powrotów. Człowiek nie jest zaprogramowanym automatem, ale niezwykle skomplikowaną naturą, która poddana sile zdarzeń pokazuje coraz to nowe oblicza. Pewnie wymodlona susza zmieniła wielu ludzi, ale i samego proroka. Pewnie Eliasz odkrył potęgę modlitwy, ale także to, żeby modlić się uważnie, pamiętając, że słowa znaczą i jeśli Bóg nas wysłucha, musimy uznać, że takie były nasze pragnienia.

Ks. Ryszard K. Winiarski