Wczoraj w Lublinie w Domu Emerytów zmarł
ks. Zbigniew Staszkiewicz
Kanonik honorowy Kapituły Lubelskiej, Kanonik honorowy Kapituły Zamojskiej
Urodził się 11 października 1924 r. w Kowlu (diec. łucka)
Święcenia kapłańskie przyjął
25 czerwca 1950 w Lublinie
Wieloletni proboszcz parafii pw. Nawrócenia św. Pawła w Lublinie.
Gorliwy Duszpasterz Głuchoniemych.
Żołnierz 27 WDP AK, pod pseudonimem „Jan” został łącznikiem bezpośrednio podległym komendantowi inspektoratu Kowel „Kowalowi”, mjr. Janowi Szatowskiemu, za co trzymał stopień
Kapitana Wojska Polskiego
Na emeryturze od 1994 roku.
Ostatnio najstarszy wiekiem Kapłan Archidiecezji Lubelskiej.
Msza św. pogrzebowa będzie sprawowana 5 listopada (czwartek) o godz. 13.00 w kościele pw. Nawrócenia św. Pawła w Lublinie (ul. Bernardyńska 5). Różaniec o godz. 12.30.
Po Mszy świętej nastąpi złożenie ciała na cmentarzu przy ul. Lipowej w Lublinie.
Historia jego życia wystarczyłaby na obdzielenie nią przynajmniej kilku osób. Ks. Zbigniew Staszkiewicz nie oddałby jednak ani kawałka.
Walczył w oddziałach AK. Brał udział w akcji “Burza”. Pracował jako protetyk. Jego duchowym opiekunem był ks. kard. Adam Sapieha a kolegą Karol Wojtyła. Po święceniach kapłańskich stał się filozofem, specjalistą od migania, pedagogiem. W swoim życiu doświadczył też wyjątkowej łaski uzdrowienia za wstawiennictwem św. o. Pio.
Ksiądz Zbigniew Staszkiewicz jest najstarszym kapłanem archidiecezji lubelskiej. 11 października skończy 96 lat. 25 czerwca świętował jubileusz 70 – lecia kapłaństwa.
Wesoły, dowcipny, z zawadiackim uśmiechem, z orderem Polonia Restituta przypiętym do sutanny. Choć dziś już z powodu choroby niesprawny, ciągle otoczony przyjaciółmi. – Moje życie toczy się wokół tego stołu i łóżka – stwierdza bez cienia żalu. – Nie mam jakiegoś szczególnego patentu na długie życie. Trzeba się po prostu ze wszystkim pokornie godzić – stwierdza żartobliwie.
Na ścianach mieszkania ks. Zbigniewa wiszą zdjęcia. – To moja rodzina – wyjaśnia. – Mama, tata, brat, siostra – wylicza. – My pochodzimy z Łotwy, ale jesteśmy Polakami – zaznacza. – Gdy wybuchła wojna polsko – bolszewicka, rodzice postanowili przenieść się do Polski. Zamieszkali w Kowlu na Wołyniu. Ja się już tam właśnie urodziłem.
Zanim został księdzem archidiecezji lubelskiej wstąpił do partyzantki, później na Wołyniu jako młody chłopak był protetykiem w niemieckiej klinice. W czasie oblężenia Kowla udało mu się uciec z transportu wywożącego ludzi na Majdanek.
Przez przypadek trafił pod opiekę lekarza dentysty w Rabce Zdroju a tam spotkał księcia kardynała Adama Sapiehę. To właśnie on wyczuł powołanie młodego chłopaka. Zaproponował konspiracyjne seminarium w Krakowie. Tam Zbyszek poznał starszego alumna Karola Wojtyłę.
Z krakowskiego seminarium na prośbę rodziny przeniósł się do Lublina. Mimo, że tu musiał po raz kolejny zdawać maturę, udało mu się zostać przyjętym w grono kleryków.
Święceń diakonatu udzielił Zbyszkowi w 1949 r. biskup Stefan Wyszyński. Zaledwie kilka tygodni później młody diakon zobaczył jak w lubelskiej katedrze płacze Matka Boska. – Pamiętam, było mnóstwo ludzi, ledwo się przepchnąłem do przodu. Wszedłem na prezbiterium, żeby to wszystko zobaczyć z bliska. Matka Boża płakała. Łzy zatrzymywały się na policzku i zasychały.
Rok później przyjął święcenia kapłańskie. Na początku ks. Zbigniew trafił do parafii w Opolu Lubelskim, ale stamtąd szybko biskup skierował go ponownie na studia, tym razem na filozofię. Gdy tylko ją skończył okazało się, że diecezja potrzebuje duszpasterza osób głuchoniemych. – Biskup wysłał mnie na specjalny kurs do Katowic. Gdy go skończyłem rozpocząłem pracę w Specjalnym Ośrodku Szkolno – Wychowawczym przy ul. L. Herc w Lublinie i zostałem duszpasterzem osób głuchoniemych – opowiada.
W międzyczasie ks. Zbyszek ukończył także studia z pedagogiki specjalnej w Warszawie.
W swoim kapłańskim życiu pracował w Lublinie, Puławach a także Kostomłotach. W 1973 r. doznał naczyniowego uszkodzenia rdzenia kręgowego. – Pół roku leżałam w szpitalu. Lekarz kazał mi kupować wózek. Stwierdził, że już nigdy nie będę chodził. Któregoś dnia poczułem w szpitalnej sali zapach fiołków. Utrzymywał się przez dobre 10 min. Wiedziałem, że to przyszedł do mnie o. Pio, którego byłem i jestem wielki czcicielem. Następnego dnia mogłem ruszać nogami. Lekarz orzekł, że to cud. Do domu po okresie rehabilitacji wróciłem na własnych nogach jedynie o lasce.
Do dziś ks. Zbigniew Staszkiewicz jest stałym spowiednikiem osób głuchoniemych. Jest też mentorem pierwszego głuchoniemego kleryka, który studiuje w śląskim seminarium. Każdego dnia dziękuje Bogu za swoje życie.
Cała historia życia najstarszego kapłana już wkrótce w papierowym wydaniu GN
1