Grób będzie pusty…
W dzień, gdy na trwogę biły dzwony
Pod świata zarażonym niebem
Stanąłem w przyszłość zapatrzony
Co z nami będzie? Wiesz? Ja nie wiem!
Ulicom się przyglądam pustym
Pamiętam jeszcze ich gwar, taniec
Jak szybko minął czas zapustny…
Dziś trzeba walki sypać szaniec!
Do sklepu, banku, do apteki
Prowadzą teraz wszystkie drogi
Życie wymaga dziś opieki…
To jest czas moru, klęski, trwogi!
Zamykasz w domu swe pisklęta
Z lękiem zerkając na prognozy
Szepczesz: Maryjo, Panno Święta
Uratujże nas od tej zgrozy!
Piątkami ciągną przed ołtarze
Wierni do końca chrześcijanie
W podszewce serca niosąc w darze
Głos duszy, dziecięce wołanie.
Z Madrytów strony, z Neapoli
Przychodzą wieści wciąż hiobowe
Rozpacz lekarzy wśród niedoli
Ich łzy bezsilne, łzy grobowe.
Karcącym wzrokiem patrzę w koło
Wzywając innych do czujności…
Omijaj tych, co mają czoło
Spocone, kaszlą wśród duszności!
Liczę codziennie: ilu jeszcze
Odejdzie z ziemi pośród wiosny?
Kiedy na wirusowe dreszcze
Wynajdą lek? Już znaleziony?
Jeszcze? Cóż teraz zrobić trzeba?
Już się nastawić na rozstanie?
Pod jakie można uciec nieba?
Pisać ostatnie pożegnanie?
Żłobki, przedszkola, puste szkoły
Bulwary, parki i stadiony…
Od szczytów sławy po padoły
Cały horyzont zarażony…
I kalkuluję po swojemu:
Czy starczy dla mnie ludzkiej ręki?
Czy pomoc dadzą temu, temu…
A mnie zostawią pośród męki?
Czy przyjdzie mi Samarytanin
Z sanitariusza dobrym gestem?
Czy można dziś polegać na nim?
Wie, że dla niego bliźnim jestem?
Czy zdążę, tego nie wiem właśnie
Przyjąć posługę od doktora
Który – nim moje serce zaśnie –
Da tlenu łyk z respiratora?
Gdy Prorok w bieli tam na Placu
W ramionach rzymskiej Kolumnady
Na bruku, w deszczu, nie w pałacu
Modlitwą bronił świat z zagłady…
Gdy przed oblicze Rodzicielki
I pod Jej Syna święte nogi
Zanosił głos błaganiem wielki
Widząc, że świat umiera z trwogi…
Gdy brzmiały tylko rzewne tony
Żałobnej, kościelnej kapeli…
Gdy trzęsły się światowe trony
W modlitwie zastygł Prorok w bieli…
Gdy w wielkiej Bazyliki progu
Monstrancją znak uczynił święty
Powierzył miasto i świat Bogu
W zarazy czas, w ten czas przeklęty…
Nagle podeszła przed me oczy
Jak zwykle skromna, uśmiechnięta
Poznałem ją, jej blask uroczy…
Jezusa Ewangelia Święta!
Odwagi! – rzekła. Skąd twa trwoga?
Że zło już zbiera żniwo swoje?
Otóż to jest Godzina Boga!
Już idzie Pan ze swym pokojem!
Jak na jeziorze, wśród zamętu
Zbudzony ze snu uczniów głosem
Ocali łódź i was z odmętów
Nad świata się zlituje losem!
Jest z wami Chrystus, pośród burzy
Jest, jak powiedział przy rozstaniu
Jest, dźwiga krzyż i ciągle służy
Przy życia męce i skonaniu
Jest? Ale czy teraz śpi, nie bacząc
Na losy świata, co wprost ginie?
Jest? Przecież my wołamy płacząc!
Wzywamy Jego Boskie Imię!
Więc gdzie jest, Ewangelio święta?
Spóźnia się, gdy Łazarz umiera?
Ma swoje sprawy? A tu pęta
Na szyję świata kat ubiera!
Z Betanii Ewangelia siada,
Pochyla się, dźwiga mnie z biedy
I łzę otarłszy tak powiada:
Pytasz: Co będzie, jak i kiedy?
Po Wielkim Piątku Swojej męki
I po sobotniej martwej ciszy
Pan wyprowadzi świat z udręki
A Ziemia nowy dzwon usłyszy!
Jeszcze podejmą Wieczerniki
Śpiew Alleluja, hymn radosny!
Świętej poszukaj Weroniki
Co jest strażniczką nowej wiosny!
Poszukaj też Cyrenejczyka,
Popatrz tam, gdzie jest Boża Matka…
Niech wiara twoja nie zanika!
Nadziei pełna do ostatka!
Niech dobro, chociaż małe, skromne
Zna twoje rysy, serca drżenie…
Na zgliszczach już rośnie ogromne
Bożego Ludu nowe plemię!
Krzyżowe drogi koniec mają
Nie w grobie, gdzie grzebalne chusty.
Dobrą Nowinę dziś czytając
Pamiętaj: Grób wnet będzie pusty!
Życie z Bożego tryśnie boku
Płynąc przez ludzkich serc bezdroże…
Głoś ZMARTWYCHWSTANIE dziś naokół!
Pan Bóg wnet światu dopomoże!
Ks. prof. Paweł Sobierajski